Położna dokonuje dziwnego odkrycia po 40-godzinnym porodzie pewnej kobiety

Choroba Nicole

W okolicach Bożego Narodzenia Nicole nagle zaczęła się gorzej czuć. Miała grypę i bardzo źle się żywiła. Nie mogła spać i bardzo się martwiła. Oprócz objawów grypy odczuwała też silny ból brzucha. Jej ogromny brzuch przypominał za bardzo napompowany balon.

Ze względu na ból Nicole martwiła się o dziecko. Ponieważ jednak chciała, aby ciąża i poród przebiegały jak najbardziej naturalnie, postanowiła nie dzwonić do lekarza. Chciała poradzić sobie sama.

Odejście wód

Nicole czuła się coraz gorzej. W miarę pogarszania się jej sytuacji robiła się również coraz bardziej zdenerwowana i niespokojna. Pewnego razu obudziła się w środku nocy. Śniło jej się, że jest na wakacjach i pływa w morzu. Kiedy się obudziła i zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie znajduje się na tropikalnej wyspie, początkowo była rozczarowana. Dopóki nie zdała sobie sprawy, że miejsce, na którym leży, jest mokre. Jej wody odeszły o 00:30 w piątek, 29 grudnia.

Ponieważ Nicole miała rodzić dopiero 30 stycznia, oznaczało to, że akcja zaczęła się 4,5 tygodnia wcześniej. Para natychmiast zadzwoniła do położnej i poprosiła ją o jak najszybszy przyjazd. Matt zapomniał wszystkiego, czego nauczył się w ciągu ostatnich 5 miesięcy i gorączkowo chodził po pokoju.

Skurcze porodowe

Ból ostatnich dni okazał się nie tylko grypą. Nicole odeszły wody i miała skurcze. Położna poradziła parze, aby ta szybko udała się do szpitala. Dziecko było wcześniakiem i poród w domu nie był bezpieczny.

Matt i Nicole musieli się spieszyć. Szpital był daleko. Nie przypuszczali, że dziecko urodzi się akurat teraz. Jak to bywa, nie zawsze ma się pełną kontrolę nad swoim ciałem. Przekonali się również, że nie ma znaczenia, ile się czytało, oglądało, czy słyszało o teorii porodu… Nie da się w pełni przygotować do rzeczywistości.